JAK TO BYŁO?
Każda historia ma swój początek. Ta moja, osobista, związana z zapachami, zaczęła się całkiem przypadkowo… od lawendy!
Wiosną 2013 roku, posadziliśmy na polu pierwsze krzaczki lawend…tak na próbę 🙂

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, dokąd mnie ten fakt zaprowadzi. Oczywiście miałam pewne plany i marzenia, ale wtedy wydawały się one bardzo odległe lub nawet nierealne. Zakasałam więc rękawy i uchwyciłam się mocno marzeń. Myślałam też bardzo pragmatycznie i brałam pod uwagę niepowodzenie. Choć pojawiało się wiele niewiadomych i trudności, to widziałam w lawendzie wielki potencjał. Ujmowała mnie różnorodność jej wykorzystania i to mnie bardzo motywowało. Mogłam iść w agroturystykę, edukację przyrodniczą w ramach Zagrody Edukacyjnej, sprzedaż sadzonek, rękodzieło oraz przetwarzanie lawendy na olejki eteryczne i susz. Choć pomysł z lawendą wydawał się wtedy nieco szalony, to miałam wewnętrzne poczucie, że chcę zaryzykować. Ciągnęło mnie na wieś, do natury, ale jednocześnie do zrobienia czegoś innego, czegoś nowatorskiego. Lawenda rosła i piękniała. Z dnia na dzień, odkrywała swoje tajemnice a także zachęcała do wchodzenia głębiej, w jej pachnący świat. W tym czasie, w miarę możliwości, remontowaliśmy budynki, porządkowaliśmy bardzo zaniedbane obejście i podekscytowani efektami naszych prac, snuliśmy dalsze plany.
ZIELARZ-FITOTERAPEUTA?
Siłą rzeczy, ni stąd ni zowąd, przyszedł kolejny dziwny pomysł. Kierując się nieodpartym pragnieniem, w sierpniu 2016r, zapisałam się na roczny kurs, pt.„Zielarz fitoterapeuta”. I tak w październiku tego samego roku, po przebyciu prawie 700 kilometrów i dwunastogodzinnej podróży pociągiem, dotarłam na pierwszy zjazd, w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Stanisława Pigonia w Krośnie.
Do dziś nie żałuję tej kierowanej impulsem decyzji. Widzę, jak byłam wtedy mocno zdeterminowana. Jeździć co drugi weekend, na kilka dni, na sam koniec Polski, przy dwójce małych dzieci, z których jedno miało wtedy niecałe trzy lata. To był nie lada wysiłek. Myślałam wtedy, że jak mi nie wyjdzie z lawendą to otworzę sklep zielarski 😉 Kurs dawał takie możliwości, a ja byłam otwarta na zmiany.
Dlaczego w ogóle o tym mówię?
Dlatego, że na tych zielarskich zjazdach stało się coś, co wciąż ma na mnie nieodparty wpływ i co jakby owocuje we mnie do dzisiaj! Tam opadły pewne maski i otworzyła się przede mną fascynująca rzeczywistość. Bardzo inna od tej, w jakiej do tej pory żyłam! Zobaczyłam jak daleko ja, ludzie wokół mnie i medycyna konwencjonalna odeszła od wsłuchiwania się w człowieka jako całość i od tego, że to nie człowiek, a najdoskonalej stworzona natura, ma od wieków najlepsze sposoby na zdrowe życie. Te tematy do dzisiaj mnie żywo interesują i wciąż się do nich przekonuję.
Ale ta historia może innym razem 😉
Na kursie zielarskim, wśród wielu ciekawych wykładów i ćwiczeń, w sposób wyjątkowy, zaciekawiła mnie tematyka, o olejkach eterycznych. Ćwiczenia i wykłady prowadził dr. Różański, guru świata zielarskiego w Polsce. Na kurs zjechała się sama śmietanka ludzi, którym z ziołami już dawno było po drodze. Informacje o olejkach eterycznych, ich wszechstronnym stosowaniu, niebywałej mocy i różnorodności były dla mnie niemalże objawieniem.
Na kurs jechałam z myślą, że po jego ukończeniu będę specjalistą od zielarstwa, jednak szybko nabrałam pokory i ochłonęłam. Choć liznęłam sporo inspiracji i poznałam fantastycznych ludzi, to wiem, że zielarzem – fitoterapeutą prawdopodobnie długo jeszcze nie będę 😉 No cóż, to naprawdę jest ogrom wiedzy, mnóstwo cierpliwości do jej zgłębiania i masa potrzebnego czasu na nabywanie własnego doświadczenia. Jednak kto wie? Niezbadane są wyroki Boskie! Może kiedyś znajdzie się w moim życiu przestrzeń, na wyprawy zielarskie i sporządzanie skutecznych ziołowych remediów dla siebie i rodziny. Na szczęście, został mi zaszczepiony olejowy bakcyl i lubię w wolnej chwili przeglądać poświęcone aromaterapii blogi, odbywam dalsze kursy – teraz już zazwyczaj on-line i gromadzę literaturę w tym temacie. Tak też niepostrzeżenie powstaje kolejne, bliskie memu sercu, lovendowe dziecko:)
DOM ZAPACHU I LAWENDY

Jeśli ktoś śledzi poczynania Lovendy Kujawskiej to wie, że dokładnie rok temu, rozpoczęliśmy prace nad nowym projektem, którego nazwa, w pierwszej wersji, miała brzmieć, „Muzeum zapachu”. Miejsce edukacyjno-warsztatowe, osadzone w temacie roślin olejkodajnych i mocno związane z zapachami, zajmuje 94 m2 parteru budynku bezpośrednio przylegającego do naszej lawendowej kawiarenki i pola. Założenie jest takie, że odwiedzający mają skupiać się na żywym i przyjaznym dla nich doświadczeniu zapachu. Dlatego po pewnych przemyśleniach i zebranych sugestiach, stanęło ostatecznie na nazwie „Dom zapachu i lawendy”, która to pełniej oddaje, klimat tworzonego miejsca.
Przygotowania do otwarcia Domu Zapachu, nabierają dziś rozpędu. Choć planowaliśmy otworzyć go do zwiedzania, w 2021 roku, to jednak się nie udało. Projekt jest całkowicie autorski i innowacyjny więc wymaga sporo przemyśleń i dopracowywania szczegółów. Długo myślałam jak zrobić, by miejsce było ciekawe dla dzieci, które przecież tak licznie odwiedzają naszą plantację, i zarazem wnosiło dużo profesjonalnej wiedzy dla dorosłych. Wszystko trzeba zaprojektować od podstaw i zrobić to tak, by było interaktywnie, ciekawie i na miarę zasobów zaskakująco. Pewna wizja i realizacja już jest! Główka wciąż pracuje 🙂

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ
Dużą inspiracją i pomocą było odwiedzenie w 2020 roku, węgierskiej krainy lawendy, położonej nad Balatonem w miejscowości Tihany, gdzie odwiedziliśmy dużo miejsc związanych z lawendą.
[4K] Tihany Hungary – a beautiful place at Lake Balaton (videoturysta.eu) – Bing video
Teraz i nasze lovendove programy są w opracowaniu. Mam nadzieję, że Wam się spodobają efekty starań i polski „Dom zapachu i lawendy”, stanie się wyjątkowym miejscem, na mapie turystycznej regionu a nawet i kraju. Liczę, że prace merytoryczne zostaną ukończone już wkrótce będzie tej wiosny 🙂 Trzymajcie kciuki i do zobaczenia w krainie lawendy i zapachu!